Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się, ażebyś méj pamięci nie uczynił téj wymówki:
„Wtedy kiedyś ty skarby zbierał, mój ojcze, „nie ulitowawszy się nademną pozwoliłeś mi ciężki znosić niedostatek.
„Lecz głębsze zastanowienie zawsze rugowało tę obawę z mego serca; przypomniałem sobie, mój drogi synu, ileś ty mi razy mówił, że położenie twoje chociaż ubogie, zadowalniało cię zupełnie, i że jeżeli pragnąłeś jakiego polepszenia losu to tylko dla mnie samego.
„Rzeczywiście, twój zawsze dobry humor, twoja słodycz, jednostajność twego charakteru, twoja wesołość naturalna, przywiązanie twoje do mnie, ciągle były mi dowodem, że z losu swego byłeś zadowolony; zresztą, wszakże ja sam los twój posiadałem. To co z méj strony zarabiałem, jako pisarz publiczny, łącznie z twoją oszczędnością wystarczało na nasze utrzymanie i nie potrzebowałem dochodów moich wcale naruszać. Tak ciągle obracane w kapitał, obfite wydały ono owoce w ręku mego rozsądnego depozytaryjusza; trwa to już od lat blisko dwudziestu.
„Dla tego téż dzisiaj, w dniu w którym testa-