Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pociągu do panny Ramon. Ej! mój Boże w małżeństwie wzajemny szacunek jest rzeczą dostateczną, a sam przyznasz mi to przynajmniéj, że panna Ramon na szacunek ten zasługuje. Co do jéj ojca, w rzeczy saméj, ja to rozumiem, że to co chciwością jego nazywasz, raziło cię w pierwszéj chwili; lecz chciwość ta nie tyle ci się będzie wydawać przykrą, kiedy się zastanowisz, że w końcu ty, a nie kto inny będzie zbierał owoce téj.... téj chciwości. Ramon w głębi duszy, (o wyborny człowiek; jedyném jego pragnieniem jest zostawić swéj córce i mężowi, którego ona sobie wybierze nie wielki majątek; dla dopięcia tego celu zamyka on swoje wydatki w rozsądnych granicach, i czyliż to zbrodnią można nazywać? No, Ludwiku, mój synu drogi, odpowiédzże mi, niechaj usłyszę od ciebie słowo pocieszającéj nadziei.
— Mój ojcze, — rzekł młodzieniec głosem wzruszonym, — nie wiész ile mnie to kosztuje sprzeciwiać się twoim zamiarom, ale to czego odemnie żądasz jest niepodobieństwem.
— Ludwiku, to ty mi tak odpowiadasz, kiedy się odwołuję do twego serca, do twego do mnie przywiązania?