dania; lecz co do obejścia, postępował jak dawny kolega i przyjaciel szkolny; późniéj, wyjechał gdzieś w daleką podróż i jużem go więcéj nie widział.
— To rzecz szczególna, Ludwiku, nigdyś mi nie mówił o tém śniadaniu.
— Prawda, ale czy wiesz dlaczego? Oto powiedziałem sobie: Ten biédny kochany ojciec, który mnie tak kocha, gotów sobie wyobraźić, w swojéj troskliwéj niespokojności, że widok przepychu Florestana może mi głowę zawróci i obrzydzi mi nasze ubogie położenie; podejrzenie to byłoby już wielką zgryzotą dla mego dobrego ojca: utaję więc przed nim, że raz w życiu mojém byłem na śniadaniu Sardanapala albo Lukulla.
— Poczciwy i kochany chłopcze, — zawołał rozrzewniony starzec, — pojmuję delikatność twego postępku i głęboko jestem nią wzruszony; stanowi ona dla mnie nowy dowód twego dobrego i szlachetnego serca; ale, posłuchaj mnie, bo właśnie do twego serca, do twojéj synowskiéj miłości udać się zamierzam.
— O coż to idzie, mój ojcze?
— Idzie o rzecz bardzo ważną, nie tylko dla ciebie, ale i dla mnie.
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/104
Wygląd
Ta strona została przepisana.