Przejdź do zawartości

Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dopomagać mu i zaszczycać; atoli zapatrując się na rzeczy z punktu na którym obecnie stoją, poprzestawać należy no jałmużnie mimo jéj niebezpieczeństw, wywiera ona bowiem przynajmniej niezwłoczny skutek. To też istnieje jedna okoliczność, o któréj nie należałoby zapominać wychowując bogate dzieci, a tą jest, obznajomienie ich niejako z punktem wyjścia i porównania, że, naprzykład chlebem są dwadzieścia soldów kupionym, niezawodnie dziesięciu ludzi uchronić można od głodnéj śmierci.......

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Czekałem chwili rozchodzenia się z widowiska siedząc pod drzewem na bulwarku, w ciemnym kącie, naprzeciw placu przyległego teatrowi. Złamany trudem, drzemałem.
Nagle uczułem że mną ktoś gwałtownie wstrząsnął; otworzyłem oczy, otoczyła mię zgraja ludzi złéj miny, pomiędzy którymi poznałem kilku których obecjność już pierwéj dostrzegłem; w tejże saméj chwili, zdało mi się przy blasku latarni, że na przeciwnéj stronie placu przechodzi złowroga i szyderska postać kaleki bez nóg; lecz zjawisko to tak szybko przeminęło, żem zaledwie mógł zawiesić na niem moje spojrzenia, zkąd-inąd coraz bardziéj zatrwożone groźną postawą ludzi, którzy mię nagle otoczyli.