Przejdź do zawartości

Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nym jako włóczęga, zdoła mię doprowadzić do ostateczności.
Skoro noc zupełnie zapadła, ruszyłem ku bulwarkom i pamiętam żem się napił wody z dolnych cębrowin źródła Château-d’Eau, poczém szedłem zająć stanowisko w okolicy teatru du Gymnase; nie zbyt zdziwiony, zdawałem się poznawać większą część ludzi których wczoraj i dzisiaj rano widziałem w przystani parostatku. Siedzieli jedni na kamiennych słupkach, drudzy na chodnikach, inni za fiakrami których długi szereg ciągnął się aż do bramy Saint-Denis.
Patrząc na krążące po bulwarkach w rozmaitych kierunkach świetne powozy, których właściciele dążyli zapewne na zabawy, Bóg mi świadkiem iż nie poczułem w sercu ani zazdrości ani nienawiści, rzekłem sobie tylko:
— Szczęśliwi, nie wiedzą że w téj saméj godzinie, tylu ludzi z okropnym niepokojem wygląda lichego zarobku kilku soldów, aby mieć przytułek i chléb, i że jeżeli dzisiaj i jutro... jeszcze... nadzieja zawiedzie... po jutrze... umrą z głodu.
Ta uwaga przypomniała mi że pewnego razu Kaudyusz Gérard powiedział te znaczące słowa:
— „Moralnie i zdrowo sądząc, dawać jałmużnę, jestto podlić tego kto ją dostaje, kiedy przeciwnie nastręczać mu jaką pracę, jestto zarazem