Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skarbami serca, duszy i umysłu — był to prawdziwy ideał.
Dopóki to szczególne urojenie było jedynie grą wyobraźni młodego zapaleńca, śliczne to widziadło mile zajmowało go w jego osamotnieniu, gdy jednak powoli myśli, początkowo przyjemne, stały się cierpkiemu, zasmucił się okropnie i mówił sam do siebie:
Dlaczegóż dotąd podobnej kobiety nie ujrzałem nawet?
Stopniowo myśli jego stały się gorzkie i mówił sobie: gdybym nawet spotkał taką kobietę, nie mógłbym marzyć o jej posiadaniu!
— Jakże jestem nieszczęśliwy — mówił sam do siebie — życzenia moje są tak wielkie, że się ziścić nie mogą, gust mój stał się tak zępsuty, że nie wystarczy mi szczęścia zwyczajnego — zawsze będę wzdychał za czemś więcej — a przecież to, czego pragnę, przekracza nieskończenie moje możliwości, to zaś, co jest dla mnie możliwe, wydaje mi się niegodnem!
Urocze i spokojne obrazy, które przedtem były dlań tak miłe, teraz zaczęły go nudzić. Teraz szukał burzliwych wieczorów tak, jak przedtem wschodzących, spokojnych poranków, które podnosząca się jutrzenka krasiła karminem i lazurem; stał się nieczuły na piękność łąk, na których połyskiwała się rosa; nie lubił już obszernych, porosłych krzakami przestrzeni, na których ciepły wiatr powiewał, nie szukał szmeru strumieni, które mruczały pod wierzbami i odbijały w sobie srebrne blaski letniego księżyca w pełni.
Pan na Treff-Hartlog nie chodził już więcej, by siadać na szczytach skał i podziwiać blask zachodzącego słońca i patrzeć, jak zbierające się chmury, grożące burzą, płoszą rybaków z powrotem do zacisznych portów.
Dziś doznawał dzikiej przyjemności, słuchając, jak ocean u stóp mu huczy, patrząc jak spienione bałwany biją w piaszczyste wybrzeże zatoki Topielców, rozlewając się