Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przekonania, oblicze jego wyglądało tak przerażająco, że i ksiądz de Keronëllen osłupiał; istotnie można było uwierzyć, że starego sternika djabeł opętał. Po chwili jednak pleban groźniej jeszcze podniósł kij na Mor-Nader‘a, który już się oddalał ku morzu.
Powróciwszy do kuchni, proboszcz zastał Annę-Joannę i Les-en-Gochła, pogrążonych we łzach i modlitwie.
— Cóż do ciężkiego djabła; ach, znowu to przyzwyczajenie żołnierskie! Boicie się, że ten łotr dmuchnięciem cały zamek, czy co? Oto i skutki zadawania się z durniem!... Les-en-Goch, cóż to, nie masz kija na tego łotra? To pewniejsze, niż vade vetro Satanas, przecież to nawet nie opętany, a zwyczajny oszust, albo warjat! Jeżeli takie egzorcyzmy kijem są grzechem, to ci zgóry daję rozgrzeszenie... Gdzie Ewin? muszę się z nim natychmiast rozmówić w sprawie tego...
— Pan-kan-ger zapewne siedzi w wielkiej sali zamkowej... ze... swą bladą żoną... — odpowiedział bretończyk, znowu unikając nazwania baronowej swoją panią.
Rektor zmrużył oczy, chmura przeszła mu prze<z czoło i rzekł:
— Nic nie szkodzi, prowadź mię do pen-kan-ger‘a.
Bretończyk ruszył przodem, prowadząc proboszcza po wielkich schodach kamiennych na pierwsze piętro zamkowe.