Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że wielki występek popełniłam! Czemuż brak mi zaufania do mojej matki i czemuż nie mogę się zdobyć...“
— O, markizie — rzekł pan de Montal — możesz jeszcze dojrzeć ślady łez.
— Tak, mój drogi, kilka wyrazów zalała ta rosa niebiańska. — O, mamy jeszcze i małe post scriptum: po przeczytaniu, spal. — Kiedy Teresa wślizgnęła się lekko, i aby ten list podrzucić, zapewne otworzyłeś raptownie drzwi i ujrzałeś ją?
— Ach, markizie, nie jestem przecież zakochanym sztubakiem z liceum! Przecież coś podobnego spłoszyłoby ją conajmniej na piętnaście dni.
— A więc jej nie widziałeś? Czyżbyś pozostawił drzwi zupełnie zamknięte?
— Tak, zupełnie. Przedtem radziłem Teresie, aby miss Hubert wraz z siostrą wprawiła na obiad a sama odważyła się...
— Brawo! Otóż, co się nazywa myśleć zawczasu o przyszłości; niewinne przyzwyczajenie ludzi doświadczonych. Ale cóż dalej, uczniu mój drogi?
— W istocie, skoro odezwał się dzwonek, który oznajmia, że za pół godziny będzie śniadanie, pobiegłem na czaty; drzwi od mieszkania na trzeciem piętrze były otwarte — nieznośne dziecko, wraz z miss Hubert zeszły na obiad — słyszałem, jak stąpały; w kilka minut potem usłyszałem lekki chód Teresy — wchodziła na schody ku mnie, chwiejąc się na każdym stopniu. Przyłożywszy oko do dziurki od klucza, widziałem ją doskonale: rozglądała się niespokojnie dokoła, potem wspięła się na palcach i wzniosła swoją piękną główkę... słuchała, oddalała się i zbliżała do moich drzwi. Wreszcie, po długich wahaniach, jakby mówiąc: losy rzucone, wsunęła list pod drzwi... Gdy się podniosła, była mocno zapłoniona, nogi jej drżały i musiała się oprzeć o poręcz — w tej chwili twarz jej malowała gwałtowne przypływy śmiałości i oba-