Strona:PL Sue - Artur.djvu/462

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Udałem się na naznaczone miejsce.
Gdyś my poszli obejrzeć mebel stojący w głębi magazynu, pozostaliśmy na chwile sami.
Małgorzata prosiła mnie, abym przyszedł u niéj wieczór przepędzić, przyobiecując że mi powie swą tajemnicę pierwszego maja.
Podziękowałem jéj jak najczuléj, wydała mi się jeszcze ładniejszą jak zwykle: miała na głowie kapotkę, obszytą koronkami i przyozdobioną bławatkami, która bardzo była jéj do twarzy.
O trzeciéj, rozszedłem się z nią, i udałem do pani V**.
Pomimo pustéj naszej wczorajszéj umowy, wedle któréj miałem koniecznie uchodzić za notaryusza, jeśli chciałem się poić urokiem znajdowania się z nią sam na sam, kazałem się zaanonsować pod mojém prawdziwém nazwiskiem, i zastałem ją samą.
Pokazała mi swoje akwarelle, które były prześliczne, gdyż jest najdoskonaléj ubogaconą talentami. — Aby jednak czemciś się odznaczyć twierdziłem że są niedobre, że rysunek niepoprawny, koloryt fałszywy i przesadzony, wykonanie niepewne i niezręczne.
— Wcale się na tém nie znasz, — rzekła śmiejąc się, — posiadam piękny talent; lecz że sam rysujesz, jest to tylko zazdrość.