Strona:PL Sue - Artur.djvu/447

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mocno się zapłoniła, i zlekka ścisnęła mnie za rękę, gdym jéj oddawał wachlarz i flakonik...
Zrozumiałem.
Don Ludwik podał jéj rękę, wsiadła do powozu, i odjechała.
Powróciwszy do siebie, napisałem szczegóły dnia tego, tak nic nieznacznego na pozór, a jednak tak pełnego szczęścia. — Upajające to radości, które są wszystkiém i niczém: niczém, gdy się je odosobni, wszystkiém gdy je myśl zgromadzi. Wówczas jest to szczęście rozkwitłe, promieniejące, przeplatane tysiącem rozkosznych wspomnień, również upajających jak bez imienna woń bukietu, także składające się z najrozkoszniejszych i najświeższych zapachów.
Do widzenia... jutro... o jedenastéj...