Strona:PL Sue - Artur.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tę łaskę i przyrzecz mi, że jéj nic niepowiesz aż do jutra.
Ciotka moja przystała na to, i powróciłem do siebie. Łatwo pojąć że błaha i ulotna potrzeba samotności któréj doznawałem, ustąpiła tak rzeczywistemu zajęciu.
Obiad był smutny, potém powróciliśmy do salonu. Helena zbyt kochała matkę, i mnie także za bardzo kochała aby niepostrzedz że mamy jakieś zmartwienie; zresztą, nieumiałem jeszcze wówczas ukrywać méj urazy.
Tysiąc zmięszanych myśli wiodło ze sobą walkę po mojéj głowie: niezatrzymywałem się na żadném postanowieniu, przypominałem sobie długie moje rozmowy z Heleną, nasze przechadzki nieraz samotne, lecz upoważnione poufałością pokrewieństwa, zasięgającą naszego dzieciństwa; przypominałem sobie nasze niewinne radości, pierwszeństwo prawie pomimowolne, które jéj ciągle przyznawałem: na przechadzce zawsze ją prowadziłem pod rękę; konno, zawsze jechałem obok niéj; słowem nieopuszczałem jéj nigdy. Postrzegłem wówczas, że, w oczach najmniéj nawet uprzedzonych, pierwszeństwo tak wytrwałe musiało znacznie nadwerężyć sławę Heleny. Potém przypominałem sobie tysiąc spojrzeń, tysiąc milczących znaków, umówionych i przesyłanych sobie nawza-