Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I oto siedziałem tu, mając wszystko za sobą — wszystko, wszystko, wszystko! Walkę, zwycięztwo, upadek. Wszystko, co najbardziej gorzkie i co najprzyjemniejsze w życiu. A jednak? Czyż jestem znużony, stary? Nie, walka wre zawzięciej niż kiedykolwiek, poważniejsza i na większą skalę — dalej, ustawicznie dalej! Ale jeżeli dawniej miałem wrogów przed sobą, mam ich obecnie przed i za sobą. Odpocząłem chwilę, aby zacząć na nowo a gdym siedział w tym pokoju, na tej kanapie, czułem się równie młody i zdolny do walki, jak przed wiekiem ludzkim — tylko cel mam nowy, ponieważ dawne słupy milowe już pozostawiłem za sobą. Ci którzy zatrzymali się i pozostali wtyle, zapewne kochaliby mnie ale ja nie mogłem na nich czekać, dlatego musiałem iść sam, badać pustynie, szukać nowych dróg i ścieżek, niekiedy złudzony fata morganą zawracać i cofać się lecz nie dalej, jak do rozstajnych dróg a potem znów dążyłem naprzód.
Zapomniałem o oknie niezasłoniętem a gdy mi ono przyszło na myśl i wstałem, ujrzałem w domu naprzeciwko to właśnie, co spodziewałem się zobaczyć.
On siedział za stołem z chryzantemami, ona obok niego a oboje zajęci dzieckiem, które nie należało do żadnego z nich; był to bowiem jej siostrzeniec, jedyny syn wdowy. To, że pierwsza miłość skupiła się około dziecka, nadawało od początku stosunkowi ich pewną cechę niesamolubną, uszlachetniając uczucia, spotykające się w nie-