Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mienie. Każdemu, komu nie obcy język angielski, ciekawą będę miał do opowiedzenia historję. Piętnastu wytrawnych żeglarzy po jednej stronie a po drugiej jeden zaledwie mężczyzna i jeden małoletni chłopiec. Oh! przyznaj pan, czy to nie warte śmiechu!
Kapitan zarumienił się po uszy.
— Nie — ciągnął dalej Alan — to się na nic nie zdało. Musicie wysadzić mnie na ląd stały, jak było ułożone.
— Główny mój pomocnik nie żyje, a pan wiesz z czyjej winy — odparł Hoseason — nikt z nas nie obeznany z tutejszemi wybrzeżami, niebezpiecznemi dla mego statku.
— Zostawiam panu do wyboru, wysadzić mnie w Appen, w Argowr, w Morven, w Arisaic, w Morar, lub gdzie się wam spodoba w odległości trzydziestu mil od moich stron rodzinnych, z wyjątkiem okolicy zamieszkanej przez Cambell’ów. Wybór tedy łatwy; jeślibyć pan do jednej z tych miejscowości nie mógł dopłynąć, nazwałbym cię równie niezdolnym żeglarzem, jak miernym okazałeś się w walce szermierzem. Wszakże moi biedni współziomcy w nędznych łodziach swoich przepływają od wyspy do wyspy bez względu na porę nocną lub niesprzyjającą pogodę.
— Łódź nie jest statkiem — odparł kapitan — nie potrzebuje takiego oporu stawiać prądom powietrza.
— Zatem jedźmy do Glasgowa; naśmiejemy się tam do woli.
— Nie o śmiechu myśleć mi teraz — od-