Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zbicia. Całe szczęście, że noc przeszła spokojnie, bo wiatr zerwał się dopiero rano razem z deszczem. Sądząc po wielkiej ilości mew, krążących dokoła statku, wnosiłem, że znajdujemy się w pobliżu Hebrydów; wyjrzawszy na chwilę z kajuty, zobaczyłem wybrzeża skaliste po prawej ręce, a trochę za nami osobliwą wysepkę, Rym zwaną.

XI.
Kapitan poddaje się.

Około szóstej rano ja i Alan zasiedliśmy do śniadania. Podłoga zasłana była szczątkami potłuczonego szkła i zbroczona krwią, której widok odejmował mi zupełnie apetyt. Pod innym względem byliśmy w korzystnem położeniu, wypędziwszy właścicieli z ich kajuty i mając do rozporządzenia zapasy jadła i napojów, tak wina jak wódki, a nawet wykwintne przysmaki, marynaty, biszkopty i t. p. Mogło to nas wprawić w dobry humor, ale najkomiczniejszym był fakt, że dwóch najbardziej spragnionych trunków Szkotów (pan Shuan już nie żył) zamkniętych w przedniej części okrętu, skazanych było na używanie najwstrętniejszej dla nich zimnej wody.
— Polegając na tem, sądzę, że zgłoszą się do nas niebawem — rzekł Alan — możesz powstrzymać awanturnika, rwącego się do korda, ale nie powstrzymasz pijaka, sięgającego po butelkę.
Porozumiewaliśmy się ze sobą życzliwie; Alan przemawiał do mnie jak przyjaciel, a biorąc nóż ze stołu, oderznął i dał mi jeden ze srebrnych guzików swego ubrania.