Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słyszałem już nieraz, a w tej chwili miałem przed oczami spiskowca, na którego głowę prawdopodobnie nałożono cenę, gdyż nie tylko był buntownikiem, przewoził potajemnie dochody z dóbr skonfiskowanych, ale jeszcze wstąpił do armji Ludwika króla francuskiego. Nie dość na tem, miał na sobie trzos pełen złota; nie mogłem więc patrzeć na takiego człowieka bez żywego zajęcia.
— Pan należysz do stronnictwa Jakobinów? — zapytałem.
— Tak — odparł, zasiadając do jedzenia — z twojej długiej fizjognomji wnosić można, że jesteś Whigiem. (Nazwę Whigów dawał stronnikom króla Jerzego).
— Trochę tak, trochę owak — odparłem wymijająco, nie chcąc go drażnić, gdyż rzeczywiście byłem, o ile nauczyć mnie mógł tego pan Campbeli, prawowiernym Whigiem.
— To znaczy ani zimny, ani ciepły — zauważył przybysz — ja znajduję panie tak i owak, że twoja wódka nieosobliwa, a butelka pustu. Jeśli mam zapłacić sześćdziesiąt gwinei, nie chcę, by mi skąpiono jadła i traktowano lurą.
— Pójdę po klucz — rzekłem i podążyłem na pomost.
Mgła trwała ciągle, morze jednak było spokojniejsze. Puścili statek na los szczęścia, nie wiedząc, gdzie się znajdują; wiatr słaby nie dął w pożądanym dla nich kierunku. Majtkowie zajęci byli spuszczaniem żagli, kapitan zaś i dwaj jego pomocnicy stali na boku, rozprawiając żywo.