Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W pięć minut później więzy moje zostały przecięte; na plecach zacnego człowieka przeniesiony byłem do przedniej części statku i położony na derkach marynarzy, co mnie tak uradowało, że straciłem przytomność. Jakże szczęśliwy się czułem, gdy otworzywszy oczy, ujrzałem światło dzienne i znalazłem się w towarzystwie innych ludzi. Miejsce, w którem leżałem było obszerne; dokoła stały ławki, na których majtkowie nie pełniący służby, siedzieli, odpoczywając lub drzemiąc. Ponieważ czas był pogodny, wiatr pomyślny, podniesiono w górze daszek i nietylko światło dzienne, ale nawet promienie słoneczne zaglądały do mnie wesoło. Gdym się tylko poruszył jeden z majtków podał mi jakiś napój orzeźwiający, przyrządzony przez Riach’a, zalecając, abym leżał spokojnie, że nie długo zdrów będę.
— Niema żadnej złamanej kości — tłomaczył — tylko silne uderzenie w głowę, które ja ci zadałem.
Leżąc tak przez dni kilka, niby strzeżony więzień, odzyskałem nietylko zdrowie, ale poznałem bliżej moich towarzyszów. Byli to gburowaci ludzie, jak zwykle majtkowie — odsądzeni od wszelkich przyjemniejszych stron życia, skazani na obcowanie z rubasznymi towarzyszami, na walkę z burzliwym