Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko. Służba nasza na pokładzie — dodał ostrzejszym tonem i postawił nogę na pierwszym stopniu drabiny. Riach chwycił go za rękaw.
— Przypuśćmy — zawołał — że ci zapłacono, abyś popełnił morderstwo...
— Co to znaczy — krzyknął kapitan, zwracając się do niego w uniesieniu gniewu — jak śmiesz w ten sposób przemawiać do mnie!
— Sądzę, że przemawiam do pana w sposób właśnie dla niego zrozumiały — odparł Riach, patrząc mu śmiało w oczy.
— Panie Riach — oświadczył kapitan — odbyłem z tobą już trzy podróże, mogłeś poznać mnie dokładnie; jestem surowym, twardym człowiekiem, ale wyrzeczone słowa twoje fi... fi!.. pochodzą ze złego serca i nieczystego sumienia. Jeśli, jak dowodzisz, chłopiec ma umrzeć...
— Nastąpi to niewątpliwie — odparł Riach.
— W takim razie zrób z nim, co ci się spodoba — rzekł Hoseason, odchodząc na pomost.
Przez ciąg tej dziwnej rozmowy leżałem cicho i widziałem nizki aż do kolan ukłon składany z szyderstwem przełożonemu przez Riach’a. Mimo stanu mego osłabienia zrozumiałem, że mój obrońca zaglądał trochę do butelki, ale że (trzeźwy czy pijany) był dobrym i drogocennym przyjacielem.