Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mówił — zastępuje go pan Shuan, najdzielniejszy majtek w marynarce kupieckiej, tęgi do wypitki i wybitki. Mam dowód tego na sobie; patrz pan!
To rzekłszy zsunął pończochę i pokazał mi głęboką, zaognioną ranę, na widok której krew skrzepła mi w żyłach.
— Zadał mi ją pan Shuan — oświadczył z dumą.
— Jakto! — zawołałem — on tak okrutnie obchodzi się z tobą? Wszak nie jesteś jego niewolnikiem.
— Nie jestem nim; przekona się o tem niebawem — odparł chłopiec groźnym tonem i wyciągnął z kieszeni duży nóż składany, który, jak zapewniał, został przez niego skradziony. — Oho! — rzekł — niech tylko teraz spróbuje! Załatwię się z nim prędko. Nie będzie on pierwszy.
Pogróżki swoje poparł straszliwą klątwą. Nigdy nie czułem dla nikogo tyle współczucia, ile dla tego na pół szatana; pomyślałem, że statek „Zgoda“, mimo przykładnego godła, musi być istnem piekłem na ziemi.
— Czy nie masz krewnych, przyjaciół? — zapytałem.
Odpowiedział, że miał gdzieś w jakiemś mieście portowem, którego nazwy zapomniał, ojca.
— Był także dzielnym człowiekiem — dodał — ale już nie żyje.
— Na miłość Boską — zawołałem — mógłbyś znaleźć uczciwe jakie zajęcie na lądzie!
— Oh! nie! — odparł z niechęcią — zarazby