Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ruszył powiekami. Gdy wreszcie otworzył oczy i zobaczył mnie przed sobą, przeraził się, jakby widział ducha.
— No — rzekłem — podnieś się, proszę.
— Czy ty żyjesz? — wyjąkał — oh, powiedz, czy żyjesz?
— Jeśli żyję — odparłem — nie tobie, stryju, to zawdzięczam.
Oddychał z trudnością.
— Szafirową flaszkę — błagał — szafirową flaszkę z szafy.
Pobiegłem po wskazane lekarstwo i podałem je spiesznie.
— Chroniczna choroba — rzekł, ożywiając się trochę — mam chroniczną chorobę serca, Dawidzie.
Posadziłem go na krześle i spojrzałem na niego badawczo. Miałem współczucie dla tak chorego człowieka, ale jednocześnie serce moje pełne było słusznego żalu; wytknąłem mu całe jego zagadkowe zachowanie. Czemu kłamał nieustannie przedemną; dlaczego nie chciał mnie puścić od siebie; dla czego tak przykrem mu było zapytanie, czy ojciec mój i on byli bliźniętami — może dla tego właśnie, że fakt był prawdziwy? Pytałem dalej, dlaczego dał mi pieniądze, do których, jak sądziłem, nie miałem prawa i wreszcie, w jakim celu chciał mnie pozbawić życia? Słuchał pytań moich w milczeniu, a potem głosem złamanym prosił, żebym go zaprowadził do łóżka.
— Odpowiem ci na wszystko jutro rano — mówił — przysięgam, że to uczynię.
Tak był osłabiony, że musiałem przystać