Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chłopcze, uczyniłeś słusznie, przychodząc do wuja Ebenezera. Mam w poważaniu węzły rodzinne i będę chciał przyjść ci z pomocą. Pierwej jednak muszę zastanowić się dobrze, co dla ciebie będzie najwłaściwsze, czy zawód prawnika, duchownego lub żołnierza; ten ostatni dla młodych stanowi największą przynętę. Nie radbym, iżby Balfour’owie dali się uprzedzić takim Cambell’om, ale proszę cię, iżbyś trzymał język za zębami; żadnych listów, żadnych posyłek, ani słowa przed nikiem, inaczej drzwi mego domu zamknięte są na zawsze za tobą.
— Nie godzi mi się, stryju Ebenezerze wątpić o twoich dobrych względem mnie intencjach, muszą jednak uprzedzić, że mam uczucie osobistej godności. Nie z własnej woli przyszedłem tu do ciebie, a jeśli raz jeszcze wspomnisz o drzwiach, mających być za mną zamknięte, przytrzymam cię za słowo.
Zdawał się dotknięty odpowiedzią moją.
— Ho! ho! — rzekł — obraźliwa sztuka, obraźliwa. Czekaj dzień dwa; nie jestem czarodziej, iżbym znalazł dla ciebie majątek na dnie miski z kartoflami. Zostaw mi dni parę, znajdę pewnie co odpowiedniego,
— Bardzo chętnie. Jeśli zechcesz mi dopomódz stryju, potrafię ci okazać wdzięczność moją.
Zdawało mi się (za wcześnie niestety), że umiałem zjednać sobie jego łaski i poprosiłem, aby mi przewietrzono i wysuszono pościel na słońcu, mówiąc, że za nic w świecie nie będę spał w takiej wilgoci.
— Czy dom mój do ciebie należy? zapy-