Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powiedzi na myśl moją zapytał, czy lubię ale, tak szumną nazwę dawał swemu cienkuszowi.
Odpowiedziałem, że zwykle przy jedzeniu pijałem piwo, ale że nie chcę przyczyniać mu kłopotu.
— No, no, — zawołał — nie odmawiam możliwem do zaspokojenia żądaniom twoim.
Zdjął z półki drugi kubek; zdziwiony jednak byłem, że nie przyniósł więcej piwa, tylko odlał połowę ze swego kubka. Ujęła mnie ta dobra wola dzielenia się z drugim; skąpstwo stryja miało cechę dobrego wychowania, które ujemne strony charakteru czyni mniej rażącemi.
Po śniadaniu wuj Ebenezer otworzył szufladę, wyjął z niej małą fajeczkę i trochę tytoniu, poczem usiadł w oknie na słońcu i palić zaczął w milczeniu. Kiedy niekiedy rzucił na mnie z pod oka wejrzenie, zadając urywane pytania:
— A twoja matka?...
Gdym mu powiedział, że także nie żyje, wypytywał się:
— Czy dobra była kobieta?
Po dłuższej przerwie, zagadnął znowu:
— Co za jedni ci twoi przyjaciele?
Oświadczyłem, że nazywali się Cambell’owie, odróżniając się przydomkiem posiadanych włości; rzeczywiście jeden pastor zajmował się losem moim, ale widząc, że mnie stryj lekceważy, chciałem mu zaimponować stosunkami z ludźmi wyższego stanu. Zdawał się rozważać w myśli słowa moje i rzekł wreszcie: