Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Góry z obu stron wysokie, chropowate i nagie, wyglądały czarno i ponuro, osłonięte chmurami, tylko poprzerzynane srebrnemi wstęgami strumieni, tam gdzie upadł promień słońca.
Zanadto przykrą wydawała się ta okolica, aby módz zrozumieć tak wielką ku niej miłość, jaką była miłość Alana.
O jednej rzeczy wspomnieć muszę: Z początku naszej przeprawy, słońce oświecało małą, ruchomą, szkarłatną masę posuwającą się wzdłuż strumienia, ku północy.
Spytałem mego przewoźnika co to być moglo. Odpowiedział, że byli to prawdopodobnie czerwoni żołnierze, dążący z fortu Willam do Appinu, przeciw biednym dzierżawcom.
Widok ten był dla mnie nad wyraz smutny. Czy to z powodu mej przyjaźni dla Alana, czy z powodu jakiegoś proroczego uczucia w mem sercu, czułem niechęć ku wojsku króla Jerzego, chociaż je dopiero drugi raz w życiu widziałem.
Dopłynęliśmy wreszcie tak blizko miejsca, gdzie idzie Loch Lewen, że prosiłem przewoźnika, aby mnie wysadził na ląd. Ten uczciwy i skrupulatny człowiek chciał dotrzymać obietnicy, danej katechecie, dowiezienia mnie aż do Balachulish — ponieważ jednak oddala-