Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ka powiedziałem dobranoc najbliższym swoim sąsiadom, mieszkańcom Jony.
Karol II powiedział, że w klimacie Anglji człowiek może dłużej pozostawać pod gołem niebem, niż w jakimkolwiek innym. Tak mógł powiedzieć król, mieszkający w pałacu, otoczony wszelkiemi wygodami. A jego ucieczka z Worcester pomyślniej się dlań prawdopodobnie ułożyła, niż moja przygoda na nędznej wyspie, na którą wyrzucony zostałem. Lato wprawdzie było w pełni, lecz deszcz lał przeszło dwadzieścia cztery godziny i niebo rozjaśniło się dopiero na trzeci dzień po południu.
Ten trzeci dzień był dniem wypadków. Rano ujrzałem dzikiego kozła, z pięknie rozgałęzionemi rogami. Stał on na wierzchołku wyspy, a ujrzawszy mnie podnoszącego się z pod skały, umknął w drugą stronę. Przypuszczam, że przypłynął zatoką, chociaż wyobrazić sobie nie mogę, co mogło zagnać żywą istotę na Earraid.
Później, gdy skakałem ze skały na skałę w poszukiwaniu muszel, drgnąłem na odgłos brzęku złotej monety, padającej przedemną na kamień. Gdy majtkowie zwracali mi moje pieniądze, zatrzymali sobie nietylko trzecią część całej sumy, lecz także i skórzany woreczek mego ojca. Od tego więc czasu nosiłem złoto w samej kieszeni, zapiętej na guzik. Sądząc więc, że w takowej musiał zrobić się otwór, szybko przytrzymałem ją ręką. Lecz znaczyło to tyle, co zamknąć drzwi od stajni, gdy koń został skradziony. Opuściłem Queensferry, mając blizko 50 funtów ster., a teraz znalazłem w rozdartej kieszeni tylko dwie