Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
X.
Wysepka.

Z chwilą, gdym wyszedł na ląd, rozpoczęło się dla mnie pasmo najnieszczęśliwszych przygód.
Było to o wpół do pierwszej nad ranem, a noc była zimna, pomimo mniej silnego wiatru na lądzie. Nie śmialem usiąść, w obawie zmarznięcia, zdjąłem tylko obuwie, i boso biegałem tam i napowrót po piasku, machając rękami. Smiertelnie byłem znużony.
Zaden dźwięk ciszy nie przerywał, żaden odgłos, któryby świadczył o istnieniu w pobliżu człowieka, lub zwierzęcia. Tylko zdala słychać było szum przypływu morza, co przypomniało mi, w jak wielkiem znajdowałem się niebezpieczeństwie. Rodzaj przykrej bojaźni ogarniał mnie, gdy szedłem brzegiem o tej nocnej godzinie, w miejscowości tak strasznie pustej.
Dopiero o świcie przywdziałem napowrót obuwie, i zacząłem wdrapywać się na ostry pagórek. Co chwila spadałem między wielkie bryły granitu, skacząc z jednej na drugą. Już dzień był w pełni, gdym dostał się na wierzchołek. Dwumasztowca ani śladu nie było — rozbity prawdopodobnie o skałę, poszedł na dno morza! Czółna nigdzie spostrzedz nie mo-