Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom II.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mieszczę pod swojem okienkiem, przesłonią mi te grube mury wieży. O ileż będzie mi wstrętniejsza jeszcze, odkąd znam jedną z istot, które kryje światłu!... Tak, to trzeci raz go widziałam; raz na balu w dniu urodzin księżnej, — dziś w otoczeniu żandarmów, gdy ohydny Barbone żądał dlań kajdanów; — wreszcie tam, nad Como... Jest już pięć lat... Na jakiego urwisa wyglądał wówczas! jak patrzył na żandarmów, i jak dziwnie spoglądały nań matka i ciotka! Z pewnością musiał być tego dnia jakiś sekret między nimi; dawniej myślałam, że i on się bał żandarmów! (Klelja zadrżała). Ale jakaż ja byłam naiwna! Bez wątpienia już wtedy księżna była nim zajęta. Jak on nas doskonale bawił po jakimś czasie, kiedy te panie, mimo widocznego pomieszania, oswoiły się z obecnością obcej!... a dziś nie umiałam nic odpowiedzieć, kiedy do mnie przemówił... O, nieśmiałość, niezręczność! jak często podobne są do najszpetniejszych rzeczy! I taka jestem, mając dwadzieścia lat!... Miałam słuszność wybierając się do klasztoru; stworzona jestem do tego, aby żyć w zamknięciu. Godna córka stróża więziennego! — musiał sobie powiedzieć. Gardzi mną: skoro będzie mógł pisać do księżnej, wspomni jej o mojej nieczułości. Księżna będzie mnie uważała za dziewczynę z gruntu fałszywą, bo dziś wieczór mogła przypuszczać, że współczuję z jej nieszczęściem.
Klelja spostrzegła, że ktoś się zbliża; podrażniło ją to, mimo że sobie wyrzucała ten odruch; dumania, z których ją wyrwano, nie były wolne od słodyczy. Dam temu natrętowi dobrą nauczkę, pomyślała. Już zwracała głowę z dumnem spojrzeniem, kiedy ujrzała wylękłą twarz arcybiskupa, który zbliżał się nieznacznie. Ten święty człowiek nie ma taktu, myślała Klelja. Poco mu nękać biedną dziewczynę. Mój spokój, to wszystko co posiadam. Skłoniła mu się z szacunkiem ale wyniośle zarazem, prałat zaś rzekł:
— Czy pani wie już tę straszną nowinę?
Oczy dziewczyny zmieniły wyraz; ale, w myśl wiecznych prze-