Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom II.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bawem barwy księcia Parmy; był to w istocie kurjer, który, nim wysiadł na ląd, wykrzyknął: „Bunt uśmierzony!“ Kurjer ten wręczył pani Sanseverina kilka listów hrabiego, niesłychanie uprzejmy list księżnej, oraz dekret Ranucjusza Ernesta Y, na pergaminie, mianujący ją księżną San-Giovani, oraz wielką ochmistrzynią księżnej-matki. Młody książę, uczony mineralog, którego uważała za ciemięgę, zdobył się na wcale zręczny bilecik; ale koniec trącił oświadczynami. Bilecik zaczynał się tak:

„Hrabia oznajmił mi, że rad jest ze mnie; faktem jest, że gwizdnęło mi nad uchem parę kul przy jego boku i że konia mego postrzelono. Zważywszy hałas, jaki robi się dla takiej drobnostki, chciałbym bardzo brać udział w prawdziwej bitwie, byleby nie przeciw swoim poddanym. Zawdzięczam wszystko hrabiemu; wszyscy moi generałowie, którzy nigdy nie wąchali prochu, zachowali się jak zające; zdaje się że paru uciekło aż do Bolonji. Od czasu jak smutne wydarzenie dało mi w rękę władzę, nie zdarzyło mi się podpisać dekretu, któryby mi był równie miły jak ten, którym mianuję panią ochmistrzynią mojej matki. Oboje z matką przypomnieliśmy sobie, iż pewnego razu podziwiała pani widok rozciągający się z pałacyku San-Giovani, który niegdyś należał do Petrarki, przynajmniej tak powiadają; nie wiem, czy pani jest dość uczona, aby wiedzieć, że Sanseverina to jest tytuł rzymski. Dałem wielką wstęgę mego orderu zacnemu arcybiskupowi, który okazał hart nader rzadki u siedmdziesięcioletniego starca. Nie weźmie mi pani za złe, że odwołałem wszystkie damy skazane na, wygnanie. Powiedziano mi, że odtąd nie powinienem kłaść swego podpisu, nie napisawszy wprzód słów wasz oddany: nierad jestem, że mi każą szafować zapewnieniem, które prawdziwe jest jedynie wtedy, kiedy piszę do ciebie, księżno.

Twój oddany,
Ranucjusz Ernest“.