Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To litość bierze! krzyknęła kobieta, biedny malec nawet nie umie się rozpłacić! Wart byłbyś, abym, schowawszy napoleona, podcięła batem moją Kokotkę; zjadłaby djabła twoja szkapa nimby ją dogoniła. Cóżbyś zrobił, niedojdo, gdybym tak dała nogę? Dowiedz się, że gdy armaty grają, nie pokazuje się nigdy złota. Ot, rzekła, masz tu ośmnaście franków pięćdziesiąt centymów: śniadanie kosztowało cię trzydzieści su. Teraz znajdziemy niebawem, jakie konie na sprzedaż. Jeżeli konik mały, dasz za niego dziesięć franków, w żadnym zaś razie więcej niż dwadzieścia, choćby to był koń samego świętego Jerzego.
Gawędę przerwała kobieta, która szła przez pola i przecięła im drogę.
— Hop, hop, hej! krzyknęła do markietanki; hej, Małgoś! Szósty szwoleżerów jest na prawo!
— Musimy się rozstać, mały, rzekła markietanka do naszego bohatera; ale, doprawdy, żal mi cię; udałeś mi się, psiakość! Nic nie wiesz, nic nie umiesz, zmiotą cię jak Bóg na niebie! Chodź do szóstego szwoleżerów ze mną.
— Wiem dobrze, że nic nie umiem, rzekł Fabrycy, ale chcę się bić i mam zamiar iść tam aż do tego białego dymu.
— Patrz, jak ten koń strzyże uszami! Skoro znajdziecie się tam, ta chabeta weźmie na kieł, puści się galopa i Bóg wie dokąd cię zaniesie. Chcesz dobrej rady? Skoro dojdziesz tam gdzie się biją, podnieś jaką fuzję i ładownicę, stań w szeregu z żołnierzami i rób wszystko jak oni. Ale, Boże drogi, ja idę o zakład, że ty nie potrafisz nawet odgryźć ładunku.
Fabrycy, bardzo dotknięty, wyznał wszelako nowej przyjaciółce, że zgadła.
— Biedny mały, zabiją go odrazu, jak mi Bóg miły! Musisz iść ze mną, rzekła markietanka stanowczo.
— Ja chcę się bić.
— Będziesz, będziesz się bił; nie bój się; szósty szwoleżerów, to chwaty; jest dziś zresztą robota dla wszystkich.