Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znałem owej spokojnej i doskonałej radości, jakiej kosztowałem w Neapolu galopując po dróżkach Vomero lub uganiając nad brzegami Mizeny. Splot interesów tego mizernego dworu i mnie uczynił mizernym człowiekiem... Nie znajduję rozkoszy w nienawiści, sądzę nawet że byłoby to dla mnie bardzo smutne szczęście upokorzyć wrogów gdybym ich miał; ale nie mam wrogów... Hola! krzyknął nagle: a Giletti!... To szczególne, rzekł sobie, przyjemność, jakąby mi sprawiło wyprawić tego plugawca do wszystkich djabłów, przetrwała lekki kaprys jaki miałem dla Marjety... Ostatecznie, nie umyła się do księżnej d’A*** w Neapolu, którą byłem obowiązany kochać, ponieważ powiedziałem jej raz że jestem w niej zakochany. Wielki Boże! ileż razy umierałem z nudów w czasie schadzek z piękną księżną; nigdy nic podobnego w obdartym pokoju, kuchni raczej, w której Marjeta przyjęła mnie dwa razy, za każdym razem po dwie minuty.
Och, Boże! co ci ludzie jedzą! Litość bierze!... Powinienem był wyznaczyć jej i jej mammacii pensję trzech befsztyków, płatnych każdego dnia... Marjeta, dodał, odrywała mnie od lichych myśli jakie mi nastręczało sąsiedztwo tego dworu.
Byłbym może dobrze uczynił obierając życie kawiarniane, jak powiada księżna; wyraźnie skłaniała się ku temu, a ona ma więcej rozumu odemnie. Dzięki jej dobrodziejstwom, lub bodaj z tą pensją 4000 fr. i kapitałem 40.000 umieszczonych w Ljonie, które przeznacza mi matka, miałbym zawsze konia i parę talarów na kopanie i na gabinet archeologiczny. Skoro — jak się zdaje — nie jest mi przeznaczone poznać miłość, będą to zawsze dla mnie dwa wielkie źródła szczęścia; chciałbym, nim umrę, zobaczyć jeszcze raz pole bitwy pod Waterloo i odszukać łąkę gdzie mnie tak wesoło zdjęto z konia i posadzono na ziemi. Dopełniwszy tej pielgrzymki, wracałbym często nad to cudne jezioro; nic równie pięknego nie może być na świecie, dla mego serca przynajmniej. Poco szukać tak daleko szczęścia! jest tu, przed memi oczami!
Ba! rzekł sobie Fabrycy opamiętując się, policja wypędza mnie