Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

D‘Aubigné przestał bajać, popatrzył na nią bystro, poczem rzekł:
— To się nazywa mówić; wszyscy inni prawią mi: niech pan idzie do siebie; ta miła osóbka, gąseczka z prowincji, myśli, że ja zapomniałem numeru mego pokoju, i powiada mi: niech pan idzie pod numer 12. No, tak; to się nazywa idealna grzeczność... I niech kto powie, że d‘Aubigné opiera się rozkazom pięknej kobiety... i to nie mającej chwilowo kochanka? Nigdy! Panno Lamiel, słucham panią, idę pod numer 12... Nie numer 11, ani numer 13 (fe, 13 to feralna cyfra), ale idę dokładnie pod numer 12.
Wziął świecę, którą mu podała pani Le Grand, i udał się prosto pod numer 12, powtarzając po dwadzieścia razy, że nie odmówi damie, która chwilowo nie ma kochanka.
Nazajutrz, przybrany we wspaniały szlafrok i rozparty w wolterowskim fotelu, hrabia rzekł do służącego, który wszedł do pokoju:
— I co, hultaju, opowiedz mi co robiłem wczoraj, kiedy wróciłem cokolwiek zawiany.
— Już panu mówiłem, odparł służący grubjańskim tonem obrażonego fagasa, że nie myślę panu odpowiadać, kiedy pan będzie mówił do mnie w ten sposób.
Hrabia rzucił mu talara; służący podniósł go i zamachnął się jakby chciał cisnąć talara na głowę hrabiego.
— No co? rzekł hrabia śmiejąc się z przymusem, przypominając sobie Firmina w Komedji Francuskiej (rola Monkada).
— Nie wiem co mnie wstrzymuje, aby panu nie rzucić tego talara w twarz, rzekł służący blednąc; ale boję się potłuc porcelanę naszej pani.
Służący odwrócił się ku otwartemu oknu, popatrzał na nie chwilę i śmignął talara, który, przeleciawszy przez ulicę Rivoli, uderzył o kratę przy terasie des Feuillants, gdzie dwudziestu uliczników zaczęło się bić o niego. Widok ten uspokoił zapewne służącego, który rzekł do hrabiego z całą wyższością rozsądku i siły fizycznej:
— Jeśli pan chciał zachować te grubjańskie manjery, trzeba było nie pozbywać się swoich biednych lokajów, którzy to cierpieli;