Strona:PL Stendhal - Kroniki włoskie.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie umrzeć bez pomsty; chciał strzelić z rusznicy; ale, mimo że kurek spadł, zdarzyło się — może z dopustu Boga — że zapał się nie zajął, a w tejże chwili jego przeszyła kula. Wystrzelił doń jakiś biedaczyna, repetytor żaków u św. Michała. Ale kiedy, chcąc zyskać przyrzeczoną nagrodę, zbliżał się aby mu uciąć głowę, uprzedzili go inni zwinniejsi a zwłaszcza silniejsi, którzy wzięli sakiewkę, pas, strzelbę, pieniędze i pierścionki pułkownika, i ucięli mu głowę.
Skoro ci, w których książę Ludwik największą pokładał ufność, padli, stropił się bardzo, i zauważono że poniechał już wszelkiego ruchu.
Pan Filenfi, jego marszałek dworu i sekretarz w cywilnem ubraniu, dał z balkonu białą chustką znak, że się poddaje. Wyszedł i zawiedziono go do cytadeli, prowadząc pod ramię, jak podobno jest obyczaj na wojnie; a prowadził go Anzelm Suardo, namiestnik Panów (sędziów). Przesłuchany na miejscu, rzekł iż nie ponosi żadnej winy w tem co się stało, ile że dopiero w wilję Bożego Narodzenia przybył z Wenecji, gdzie zatrzymał się kilka dni dla spraw księcia.
Spytano go, ilu ludzi ma ze sobą książę; odpowiedział: „Dwudziestu albo trzydziestu“.
Spytano o ich nazwiska; odpowiedział, że jest ośmiu lub dziesięciu takich, którzy jako znamienitsi jadali jak on przy stole księcia, i tych zna po nazwisku; o innych, włóczęgach z rzemiosła i niedawno przybyłych, nic mu nie wiadomo.
Wymienił trzynaście osób; wśród tych brata pana Liveroto.
Wkrótce potem, artylerja ustawiona na murach zaczęła grać. Żołnierze usadowili się w domach sąsiadujących z pałacem księcia, aby przeszkodzić ucieczce jego ludzi. Książę, narażający się na te same niebezpieczeństwa co owi dwaj, których opowiedzieliśmy śmierć, rzekł tym, co go otaczali, aby się bronili póki nie ujrzą pisma jego ręki w towarzystwie pewnego znaku; poczem oddał się wymienionemu już Anzelmowi Suardo. Nie można go było zawieść