Przejdź do zawartości

Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kochała, stała się zręczniejsza: aby usprawiedliwić rumieniec, użaliła się na straszny ból głowy.
— Oto kobiety! wykrzyknął pan de Rênal z rubasznym śmiechem. Zawsze coś tam jest do naprawy w tej maszynerji.
Mimo że przywykła do tego rodzaju dowcipów, ton męża uraził panią de Rênal. Dla zatarcia wrażenia, spojrzała na Juljana; gdyby był najszpetniejszy w świecie, w tej chwili podobałby się jej.
Pilnie naśladując obyczaje Dworu, z początkiem wiosny, pan de Rênal przeniósł się do Vergy: była to owa wioska wsławiona tragiczną przygodą Gabrjeli. O kilkaset kroków od malowniczych ruin gotyckiego kościoła, pan de Rênal posiadał stary zamek z czterema wieżami i ogród na wzór tuilleryjskiego z alejami kasztanowymi strzyżonemi dwa razy do roku. Sąsiednie pole, zasadzone jabłoniami, służyło za miejsce przechadzki. Na końcu sadu, rosło z dziesięć wspaniałych orzechów; pyszne ich gałęzie wznosiły się może na ośmdziesiąt stóp.
— Każdy z tych przeklętych orzechów, mawiał pan de Rênal kiedy żona zachwycała się niemi, kosztuje mnie pół morgi zbiorów: zboże nie rodzi się w ich cieniu.
Widok wsi uderzył panią de Rênal jakgdyby był dla niej czemś nowem; nie posiadała się z uniesienia. Uczucie jakie ją ożywiało tchnęło w nią inteligencję i energję. Kiedy, w dwa dni po przybyciu do Vergy, sprawy urzędowe powołały pana de Rênal do miasta, sama najęła na swój koszt robotników, Juljan poddał myśl wykopania ścieżki, która, wysypana piaskiem, wiłaby się po sadzie i wśród kasztanów, tak aby dzieci mogły uganiać od rana nie rosząc bucików. Myśl tę wprowadzono w czyn w niespełna dwadzieścia cztery godzin. Rani de Rênal spędziła wesoło z Juljanem cały dzień, doglądając roboty.
Wróciwszy z miasta, pan mer zdziwił się mocno, widząc aleję. Również panią de Rênal zdziwiło przybycie męża: zapomniała o jego istnieniu. Dwa miesiące odzywał się cierpko o śmiałości,