Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

de Rênal wzburzony, z twarzą bledszą jeszcze niż zazwyczaj. Ostatecznie, mam parę życzliwych osób na Dworze...
Ale, mimo że zamierzam przez dwieście stronic mówić o prowincji, nie posunę się do tego okrucieństwa, aby wam kazać słuchać mdłych i rozwlekłych prowincjonalnych rozmów.
Fircyk paryski, tak antypatyczny merowi Verrières, był to niejaki Appert, który, dwa dni wprzódy, zdołał się wcisnąć nietylko do więzienia i Przytułku, ale i do szpitala, gdzie bezinteresownie władali mer oraz główni miejscowi właściciele.
— Ale, rzekła nieśmiało pani de Rênal, cóż tobie może wadzić ten Paryżanin, skoro zarządzasz mieniem ubogich najskrupulatniej?
— Przyjeżdża tylko poto aby wydziwiać na wszystko, a potem zamieści artykuł w liberalnych dziennikach.
— I tak ich nie czytujesz.
— Ale ludzie gadają o tych jakobińskich artykułach: to nas niepokoi i przeszkadza nam w czynieniu dobrego[1]. Nie, co do mnie, nigdy tego nie wybaczę proboszczowi.


III. MIENIE UBOGICH.

Zacny i zdala od intryg stojący proboszcz jest Opatrznością wioski.
Fleury.

Trzeba wiedzieć, że proboszcz z Verrières, starzec ośmdziesięcioletni, ale zawdzięczający ożywczemu powietrzu gór zdrowie i charakter z żelaza, miał prawo odwiedzać o każdy porze więzienie, szpital, a nawet Przytułek. Pan Appert, polecony z Paryra proboszczowi, umyślnie przybył do ciekawego miasteczka o szóstej rano, i natychmiast udał się na plebanję.

  1. Historyczne (przyp. autora).