Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z drugiej różowiła się jasna jutrzenka wprost bezdennej wiary, jaką powoli napawał go nieznajomy. I mimowoli przechylał się ku ostatniej, bezwiednie poddając się potężnemu jej wpływowi. I płynął tym czarującym prądem, który unosił go coraz dalej, coraz przemożniej, i słuchał...
— Synu mój! Witam cię w imię woli. Lecz wola jest podwójna. Zwykliście mówić wyłącznie o woli duszy i w tem się fałsz kryje. Bo jesteście jednostronni. Dwie są wole: ciała i duszy. Jedna przenika drugą i obie razem w najserdeczniejszym zespole dają całego, doskonałego człowieka; obydwie zwarte w święte Jedno, błyszczą stubarwną tęczą woli życia, rozlewają się królewską zorzą piękna i siły na horyzoncie wszechświata.
O bracia moi, bądźcie cali! O siostry moje, bądźcie doskonałe!
Bądźmy piękni! Bo piękny jest człowiek cały. Wśród syku płomieni z radosnym spokojem włoży rękę w palące zarzewie i wyjmie ją nienaruszoną. I rzuciwszy się w przepaść, wynijdzie cało. Kto obie wole w sobie zestroił, ze stalowym chłodem topi źrenice w wyschłych oczodołach śmierci: nie zajdzie go z nienacka — sam do niej chrobrą dłoń wyciągnie, gdy przyjdzie nań czas, który przyjść musi...
Harmonji! Zestroju!
Wszędzie ból, wszędzie rozkal. Tu wije się bezbrzeżna tęsknota i łaski biedna żebrze, tam cudne asfodele więdną...