Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Blondyn skinął na zgodę.
Teraz podsuwa dłoń z zieloną.
— Życie.
— Dobrze.
— Kto będzie ciągnął losy?
Djalog przerywa duży, angielski chart. Śliczne zwierzę wbiega do altany w krótkich, gibkich skokach i zaczyna łasić się u stóp blondyna. Ten głaszcze psa po łbie, poczem wskazując go przeciwnikowi, objaśnia:
— Nero.
— Dobrze.
Wkłada napowrót do koszyka oba kłębki i stawia na stole. Z kolei sięga po nie rywal i ująwszy w prawą rękę, zwraca się do psa:
— Apporte, Nero! Apporte!
Z palców wymknęły się różnobarwne kule i zataczając podwójną parabolę, spadły o kilkadziesiąt kroków na ścieżkę: bliżej zielona, o kilka metrów za nią błękitna.
— Apporte, Nero! — zachęcił powtórnie blondyn.
Pies rzucił się z miejsca i lekkim truchtem zbliżał ku kłębkom. Obaj mężczyźni śledzili bacznie z altany jego ruchy. Nero chwycił w zęby najbliższy motek zielony i już miał zawrócić ku panu ze zdobyczą, gdy wtem spostrzegł drugi poza nim pod klombem. Zwierzę zawahało się na moment, jak postąpić; po namyśle podbiegł do klombu i podjął. Dumny z sumiennego