Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niezwykły, w rodzaj snu czy ekstazy, nie pomnę; straciłem na jakiś czas przytomność. Jak długo trwała, nie wiem; lecz gdy znów ocknąłem się na jawie, niebieskie jutrznie przeglądały już przez szyby witraży...
Podniosłem czoło i spojrzawszy na ołtarz, zauważyłem, jak jedna ze świec przechyliwszy się ku prawemu skrzydłu, silnie kopciła. Zląkłszy się, by nie powstał pożar, gdy zajmie się opona z jedwabiu, zwisająca z tej strony, poskoczyłem ku skrzydłu, by świecę poprawić.
I wtedy ujrzałem, jak płomień jej, podlizując w odległości paru cali brzeg dolny jedwabiu, zarysował już wisiorem kopciu tę dziwną postać.
Wrażenie, jakiem mnie przejął ten wizerunek, było potężne i tajemnicze zarazem. Do dziś dnia nie rozumiem, dlaczego zdarzenie, pozornie tak błahe, tak niby przypadkowe, wstrząsnęło do głębi całą moją duchową istotą. Lecz, że powody jakieś być muszą, o tem nie wątpię...
W miesiąc potem kazałem sporządzić sobie kopję „biskupa“ na tym samym materjale i zawiesiłem ją w kościele, zabierając oryginał do siebie, jako zawiązek muzeum.
— Szczególne zdarzenie — przerwał po chwili zaległe milczenie Proń i zamyślony opuścił z księdzem progi kościoła...
Odtąd historja proboszcza nie dawała mu spokoju i postanowił za wszelką cenę zbadać ją dokładnie przy pomocy swego medjum. Lecz tu spotkał się po raz pierwszy z silną opozycją; Helena nie chciała pod żadnym warunkiem zgodzić się na psychometryczne zbadanie wizerunku „biskupa“.
— Nie mogę — broniła się uporczywie jego naleganiom i prośbom — nie mogę na to się zgodzić, panie doktorze. Niech mnie pan do tego nie namawia, bardzo