Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w szeroki, purpurowo-szkarłatny płaszcz z rytualną przepaską „fadam“ na ustach, w miękkim szafranowym zawoju na głowie wyglądał jak wcielony po wiekach awatar któregoś z arcykapłanów boskiego Agni. Twarz jego fanatyczna, ostro zarysowana w krwawym żarze ołtarza górowała wysoko nad tłumem, niby wykute w marmurze oblicze wschodniego bóstwa...
Poniżej ofiarnego stołu, na stopniach piramidy gorzały w lampach z drogich kamieni różnobarwne ognie jak rozbite na siedem pasm kolory tęczy. Wykwitały płomienie zielone z cudnie rzniętych ampuł ze szmaragdu, kamienia, który chroni przed epilepsją — łagodne, fjołkowe z czar ametystu — ponsowo-szkarłatne ze smukłych lychnosów z krwawnika — doradcy wesela lub z kornaliny pomocnej w chorobach miesięcznych. Ciemno błękitne lub modro-niebieskie jeżyki drgały w roztruchanach z szafiru, kagankach z turkusu, wlewając w serca struchlałe i smutne leki na trwogę i melancholję — pomarańczowe w baniach z topazu i turmalinu broniąc przed troską i lunatyzmem, ciemno-żółte wśród zwojów muszli z jaspisu, oślepiająco-białe w żyrandolach z agatu, rozpogadzając dusze i lecząc nudę...
A wśród tych płomieni strzelających z kosztownych świeczników, z lamp alabastrowych i z latarń przedziwnych, przesuwały się jak na jakiejś szaleńczej maskaradzie postacie obłąkanych Gebrów w strojach cudacznych. I była ta wielka, ogniowa reduta jakby pomieszaniem wszystkich stylów; zdawało się, że cokolwiek ludzkość od prawieków stworzyła w dziedzinie obrzędowej mody, tutaj skupiło się jakby na rewję dziejową.
Obok powłóczystych burnusów kapłańskich gorącego Wschodu, syryjskich chlamid słońca, krzyczących sytością