Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyjazd miał się odbyć w nocy, żeby jaknajwiększą część drogi, — pierwszy etap do majątku przyjaciół księżnej, leżącego nad granicą, — odbyć lasami i nie za dnia. Noc powiększała straszliwy niepokój serca. To zacichało na jakiejś błahostce pociechy, na złudce nikłego olśnienia pozorem spokoju. Wielki ciężar na włosku... Jakaś nadzieja bezmyślnego — co mi tam! — rozszerzyła się aż do granicy cynizmu. Już — już było sercu lepiej. I oto niepostrzeżenie wszystko waliło się w straszliwą, śmiertelną ciemnicę. Włosy wstawały na głowie, dym dzikiego opętania kłębami buchał w uczucia i w językach ognia palił się oszalały rozum. Cóż to się dzieje! Za chwilę będzie pustka w tem miejscu! Ten przerażający dom... Dominik przejdzie opuszczonemi pokojami, stanie nad pustem łożem rozkoszy, przechyli głowę tam-nazad, wsłucha się w śpiew żółtego ptaszka — i zachichoce niedosłyszalnym śmiechem. Jakże tu oddychać? Jak żyć? Co począć! Podnosiła oczy na tego młodego człowieka, który jej życie zabrał i sam stał się jej życiem. Wyznawała mu oczami całą, bezdenną prawdę. Nie powiedzą mu usta, — nie! — nie powiedzą. Lecz oczy nie mają nad duszą władzy. Zapłakał, — on, szlachetny i silny, co się nie lękał śmierci i nieraz prosił o nią, — co teraz znowu szedł ku niej śmiało, pewny, że ku niej idzie... Zawrzało serce od uwielbienia. Kupiły je nanowo te męskie łzy. Nie zdradzi się przed tobą i nie zdradzi ciebie serce kochanki, polski rycerzu! Będzie milczało, cokolwiek się stanie, aż do ostatniego momentu! Stojąc zdala, przyciskała do