Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

glądali ze śmiechem i brutalną bezwzględnością. Na zapytanie majora, co znaczy ta krew na materacu, — milczała. Twarz jej była blada, oczy spuszczone na ziemię. W zaciśnięciu jej ust, w rozpostarciu się królewskich brwi, w opadłych na oczy powiekach było tyle odpychającej dumy i obojętności, że to wojskowych podburzało do zemsty.
— Co znaczą te ślady krwi? — nastawał major.
Milczała.
— Skąd się tu wzięła krew na tym materacu?
Milczała.
— Czy pani powiesz, co to znaczy?
Milczała.
— Co to jest? — krzyknął jeden z oficerów, podsuwając jej pod oczy zakrwawiony materac.
— To jest ślad krwi, — odpowiedziała spokojnie.
— Czyjej?
— Mojej.
Powiedziawszy to słowo męczeńskie i bohaterskie, — zdobywszy się wobec tych wszystkich mężczyzn, noszących oręż, na najwyższe dziewicze poświęcenie, spłonęła nagle od pożaru wszystkiej krwi, która w jej żyłach pędziła. Zdawało się, że ją krew ta zaleje i że ją wstyd udusi. Oficerowie pomrukiwali z chichotem, szturchając się i szepcąc pomiędzy sobą dowcipne komentarze. Panna Salomea uspokoiła się. Cierpliwie słuchała przyciszonych szyderstw, drwin i kpiarskich pokasływań. W pewnej chwili podniosła oczy i objęła ich wszystkich jednem spojrzeniem bezgranicznej wzgardy. W spojrzeniu tem błysnęła sobie samej wiadoma, zamknięta w mil-