Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/055

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Pod pruską granicę — proszę... Dawno też tak już pojechał „tatko“ tych koni szukać?
    — Już dosyć dawno.
    — To jest ile tygodni?
    — Nie pamiętam, cztery, czy pięć...
    — Pilnie tych koni skradzionych szuka. No, a my znowu ze swej strony dokładnie wiemy, że tatko nie jest tak daleko. Wiemy także, że pani we dworze powstańca ukrywasz. Kto to jest ten powstaniec? To ojciec pani?
    — Tu we dworze niema żadnego człowieka, oprócz mnie i tego oto starego kucharza, Szczepana Podkurka.
    — Zobaczymy. A ja pannie radzę przyznać się, gdzie ten buntownik jest, miejsce jego kryjówki dobrowolnie pokazać. Ja stary człowiek jestem, bez winy karać nie lubię, a znajdę rannego, — i jemu i pani źle będzie! Wtedy już pobłażać nie będę. Więc jak?
    — Niema tu nigdzie żadnego rannego. Proszę szukać.
    — Panna mię nie proś, bo ja sam każę. A radzę jeszcze raz kryjówkę pokazać. Mam wiadomość pewną i dokładną. Tu wszedł na gumno parę dni temu człowiek poraniony, cała wieś go widziała, a nie wyszedł stąd. Gdzie on jest?
    — Może wszedł, bo tu przecie niemało ludzi się przewija. Płoty porozgradzane, budynki spalone. Gdzie tu kto może co wiedzieć?
    — Więc panna nie pokażesz kryjówki?
    — Nie pokażę, bo nie wiem, gdzie on tam jest. Tu w domu niema nikogo.