Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to wszystko przy pomocy kucharza, — oraz czynić w izdebce wszelaki porządek.
Gość jej był przytomny. Nie spał. Spoglądał na prześliczną kobietę, krzątającą się po mieszkaniu, na jej głowę nadobną we wszelkiej pozie i z każdej strony, z włosami kruczej czarności, rozczesanemi pośrodku i przylegającemi do skroni, — na jej rysy regularne i niewymownym owiane wdziękiem, — na różane usteczka, w których radosny śmiech wieczną miał gościnę... Ubrana była w suknię szeroką u dołu, według mody, lecz nie dochodzącą do rozmiarów krynoliny. Od pracy policzki jej były zabarwione i ręce umazane we krwi. Patrząc na tę obcą, a tak czarującą istotę, która jego istność najbardziej osobistą, jego rany i najohydniejszy brud przemyła z wesołą naturalnością i dobrą prostotą, zachłysnął się od szlochów szczęścia. Szczęście zesłał mu Bóg po wielkiem cierpieniu. Kiedy brnął przez lasy, wody i złorzeczył, — czekało nań w tym domu. On sam, jeden jedyny został doń powołany...
Wspomniał na nagie trupy, leżące stosem między zagonami, — na zwłoki mężnych, ciągnione za nogi do dołu pod lasem — i zatonął w Bogu...
Widma i męczarnie, zjawy straszliwe i głosy niepojęte osaczyły go ze wszech stron. Nachylały się nad nim potworne straszydła o postaciach drzew, albo spienionych zwierząt, które nad głową w locie kopyt pędziły. Ręce miał ciężkie i jak z marmuru. Dłonie wisiały kędyś wysoko, niby u powały zaczepione, to znowu były w czuciu tak małe, że ich przy sobie odnaleźć nie mógł. Nogi rzucało to tu, to tam,