Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/025

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    konał jakiś znak pozdrowienia. Patrzała na niego oczyma czarnemi, którym zdumienie, ciekawość i odrobina żalu jeszcze większej dodawały piękności.
    — Z bitwy? — wyszeptała.
    Potwierdził, mimowolnie uśmiechając się do niej.
    — Gdzie była ta bitwa?
    — Pod Małogoszczem.
    — To tam Czengiery pociągnął, co tu koło nas wczoraj szedł...
    — A tak, lecz i inni...
    Zbliżyła się jeszcze o krok, patrząc badawczo i uważnie na „połuszubok“ wojskowy.
    — Ja jestem powstaniec... — wytłomaczył. — A to na pobojowisku ściągnąłem z sołdata, bo nas z odzienia obdarli.
    — Jakże pan tu doszedł?
    — Lasami.
    Spojrzała na jego czerwoną głowę, wybite oko, nogi zlane krwią, — i zakrzątnęła się prędko, żywo, jednym tchem, a z jakowąś szczególną wesołością duszy. Chwyciła go za rękę, wyciągnęła z niej sękaty kij i rzuciła go precz za wyłamane szczątki ogrodowego płotu. Następnie ujęła rannego pod rękę i poprowadziła ku stopniom ganku.
    — Dwór spalą... — rzekł do niej łagodnie, ociągając się poniewoli.
    — Zobaczymy, jak to tam będzie, a teraz marsz, gdzie każą! — mruknęła z pośpiechem, dźwigając go na schody.
    Z trudem wygramolił się na stopnie i siadł w ganku na ławce. Panienka zapaliła latarnię, która tam stała,