Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakby je gołą źrenicą postrzegał. Miał przed sobą dalekie zarysy lądu, ginące już niemal w pianach, gdzieś w przestworach dymy statków, uchodzących w dal niedościgłą, wody spienione, wody bez końca. Im bardziej łódź oddalała się od brzegów, tem puściej było w morzu. Ani śladu życia. Wody! Kiedyniekiedy zwracając oko na lustro, Otto von Arffberg widział jedynie siwy, zielonawy, zbałwaniony ogrom. Gdy krople wodne, odtrącone od ruchomych fal, osiadły na krysztale zewnętrznym górnej soczewki i zamącały swą obecnością wyrazistość obrazów lustra dolnego, jednym skrętem steru zanurzał łódź niżej i przez zanurzenie periskopu, zmywał nieposłuszne i uprzykrzone kropelki, trzymające się cennego kryształu. Czynił to mechanicznie, marząc o Teresie, nucąc jakiś urywek melodyi, który w sobie wszystko minione zawierał. Teraz, gdy uwielbiona piękność była tak daleko, a on przepływał w sąsiedztwie ryb i meduz, mierzył doskonale odległość ogromem swej niedoli. Był nietylko muchą, lecz i pająkiem, snującym ze siebie nieskończoną nić oddalenia. Dokądże to leciał głębią wody, w niezgruntowanych przepaściach? Co na tem morzu czynił, obłąkany? Mechanicznie rzucając oczyma na monometry, słuchając znajomego szmeru maszyn, po rodzaju szmeru poznając sprawność roboty swych zwierząt, był stamtąd o setki i setki mil, w cichym parku, w ustronnym pokoju swej oficyny. Przymknie oto źrenice — i obejmuje Teresę w ramiona. Przymknie źrenice — i widzi pod powiekami oczy wpatrzone w swe oczy! Ileż to mil morskich przeleciał, marzący pirata! Po wydawaniu załodze posiłku poznawał, ile czasu ubyło. Nie obchodziło go to