Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pożdejle! Moja godka jesz jidze dalij! Jak jo roz we wieczór wszetci pszczołę z nych dwanosce koszk rachował, tej jednyj nie beło. Wtym jo uczuł, że ję wilce w lese opadłe, a ona reczała jak wół. Tak jo zawołoł dwanosce gburów i ma szle na pomoc. Ale jak ma przeszła, tej ju wilce pszczołę zeżarły, le żądło od nij ostało. To żądło beło tak ciężci, że ma je udwignąc ni mogle. Tak jo je muszoł ostawic. A na drudzi dzeń jo są najął dwanosce gburów z dwanosce wozami i dwanosce porami koni i ma jachale po no żądło. Tam ma go porąbile, a dało z niego dwanosce fór, tak że sę pod nimi moste dzięłe.
— To może bec! — rzek zły duch. — To jo wierzę. Nie wiesz je czego jinszego? Ciej nie, to le jidz, póci jesz jes cały!
Ale chłopok rzek:
— To jo ce jesz co lepszego powiem: jo beł w niebie!
— To może bec! — rzek czort. — Ale jak te sę z nieba na ziemnię dostał?
— Decht letko. Tam w niebie prawie amniołowie draszowele jęczmiń, a jo se z tych jęczminnych plew ukręceł powróz i se po nim spusceł. A ciej sę ju powróz kuńczeł, tej jo z góre ucął, a na dole przewiązoł, jaż bełem na zemni.
— To może bec! — ciwnął czort.
Ale chłopok opowiodoł dalij:
— Jak jo beł w niebie, tej jo widzoł, że mój ojc w twoigo ojca gnój wozeł. A jak on nie chcoł cygnąc, tej on go rzemiannym batodziem podgonioł, a tak smarowoł, że mie jaż żol beło.