Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kielnej wściekłości. Wodził palcem po miejscach przylegających do Gdańska i wyznaczał ołówkiem miejsca komór celnych tuż pod miastem, przy rozgałęzieniu się Wiłsy, w Rothe Bude. Naznaczył w Alt-Schottland, miejsca na jarmark dla zniweczenia jarmarku Dominika. Wyznaczył w Fahrwasser miejsce na urząd do pobierania opłaty od okrętów nowozbudowanych i na sprzedaż zagranicę gotowych.
Wodził palcem po rolach gdańskich mieszczan, gdzie odbywać się powinny musztry pułków pruskich, — bobrował paznogciem po drogach, prowadzących do miasta, gdzie stać powinny rogatki, kontrolujące przywóz żywności na targi. Wściekły gniew spłonął w nim i miotał jego ciało i ręce, na wspomnienie raportu, iż gdańszczanie zatoczyli staroświecką artyleryę na swe wały obronne, — iż na ratuszu burzliwe toczyli obrady, wygłaszając przeciwko niemu zuchwałe perory, — i że z uporem niezłomnym trzymali się swej Polski.
To imię rozrywało w jego piersi istną ranę krwawiącą. Zwrócił swe płomienne oczy na płat mapy, leżący na południe od zielonego pasma Noteci, i patrzał w ten obraz polskiego kraju straszliwym wzrokiem upiora. Wysunął dwie ciężkie pięście, zacisnął je, jak klamry z żelaza, i zwalił je na ten obszar. Zdawało mu się w tej chwili, że słyszy huk pochodu stuleci, — wrzask ucieczki Słowian z zachodu na wschód przed legionami Teutonów, — że słyszy odgłos straszliwej rzezi Grunwałdu. Krew mu mózg zalewała. Czuł, że jest w stanie podnieść do góry i roztrącić z wysoka tę całą ziemię, rozwalić ją na drzazgi, zdruzgotać na