Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego wzrok czekały. Zatonął oczyma w jasnej, delikatnej, połyskliwej smudze, — w mlecznej drodze, — w wiekuistym obłoku, w tuwalni najświętszej, przepasującej wszechniebiosa, za którą w nieskończonych przestworach szeregi gwiazdozbiorów się kryją. Pozdrowił zamglonemi oczyma i cichym warg poszeptem białą gwiazdę biegunową, stojącą wiekuiście pośrodku, między zenitem i poziomu północną dzielnicą, ponad ciemnemi strasznych wód borealnych bezmiarami, ponad ciężkiem czarnych nocy pustkowiem, — światło żeglarzy w burzach i wichrach zbłąkanych, — opiekunkę samotnego rybaka, który się na śmierć w walce ze wszechmocnym żywiołem spracował, — łaskę, stojącą nad głuchą i niemą przemocą, — nadzieję. Pozdrowił ją, przodownicę świętą w drogach morskich ludzi północnego świata, nieznaną greckim i fenickim po morzu tułaczom, gdyż ich biegun północny leżał między gwiazdą biegunową a gwiazdozbiorem Wielkiej Niedźwiedzicy, według której ogona, — zowiąc go Cynozurą, — w morzach sterowali.
Odnalazł nazewnątrz drogi mlecznej inną przodownicę, uwodzicielkę wszechświatów po nieskończonych ich drogach, tajną a straszliwą Wegę w gwiazdozbiorze Lutni. Odnalazł najczęstszy cel przezierników swego paralaktycznego narzędzia, Biały Kłos, czyli Spica, w gwiazdozbiorze Panny, z którym w ciągu lat zrosły się obliczenia długości roku gwiazdowego i wykrycie zasady, iż nie rok zwrotnikowy, lecz gwiazdowy jest ilością wiekuiście niezmienną. Wśród setek milionów światów płonących biegła owa linia, wypatrzona prze zstęsknione i pękające w męczarniach tajemnicy