Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kolejach drożyn wita go lecie, — i modrą smugą len wśród traw nadobnych jego rozkochane oczy pozdrawia, kiedy w zaraniu lat zdąża zimne Kaszuby z Białą Chrobacyą pobratać.
Złota wywielga, śpiewna boguwola, przekorna zofija jednako się ponad Wisłą i ponad Odrą i ponad Bugiem jego lśniącej zbroi dziwuje, — a kukułka w radosnej wiosny godzinie szczęście mu wróży, gdy wzdłuż bystrego Wagu, w krasnej słowackiej dolinie sadzi na przedzie chorągwi.
Kazubek z sosnowej kory, czarnej albo rumianej jagody pełen białowłose łużyckie pacholę do strzemion mu niesie, — a dzban gliniany zimnej wody ze zdroju w ciężki czas, gdy wroga pędzi z ziemi Dziadoszan, zalęknione dziewczę na klęczkach poda.
Gdziekolwiek tętent jego pędzącego rumaka zahuczy, tasama wszędy zostaje wieść: tędy przelatał w swym złotym szłomie, — tu konia poił, — tam się o drogę zapytał, — tu lud pozdrowił wielki od Niemców obrońca. Na czeskiem błoniu, w ruskiej równinie, w suchej sosnowej nad Narwią kniei, w wąwozach ponadwiślanych i na wzniesieniach, zza których wielka pustka morza sinieje — błyszczy jego miecz, zaganiający w naród potężny pastuchów i oraczów, a warczy obuch topora, zbijający z bezwoli niewolników mocarstwo.
W jego to rękach żelaznych wszystka Wisła od pierwszej do ostatniej fali wody swoje przelewa.
Od jego spojrzeń morze się burzy.
Do kopyt jego bieguna posłusznie idą wody zza świata.