Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którego oczy ich śmiały się z radosnem pożądaniem. Płacił im również pieniądzem srebrnym, obrączkowym, z rytym obrazem wozu czterokonnego, albo czoła okrętu, z postacią Janusa, Aretuzy, Mitrydatesa z Pontu, Jowisza, Apollina, Herkulesa. Pieniądze te chciwie chwytali i pracowicie, pod sekretem przed czyjemkolwiek spojrzeniem, zakopywali wnet w ziemię, A gdy pieniądze na miejsce jantaru w ziemi ukryli, poświęcali je czartu na przechowanie. Tedy strzegł pilnie srebrnych denarów, a ciemnemi nocami przesuszał je i przepalał. Kto zaś z ludzi ujrzał ogień przepalających się skarbów, rzucał nożem, albo krypciem z prawej nogi, gdyż wtedy zostawały tuż pod wierzchem. Inaczej na siedem sążni zapadały się w ziemię i sam jeno czart mógł wiedzieć, gdzie się znajdują.
Teraz, w tym przecudnym dniu wiosny Smętek sam jeden wędrował. Brodził po kolana w trawach, w kwiatach się nurzał. Minął dolinę między dwiema siostrzanemi wydmami. Wszedł na wyniosły szczyt radłowski, gdzie jeszcze ziemia wywrócona leżała na prastarem cerkwisku przy poszukiwaniu przez najeźdźców skarbu praszczurów. Zstąpił w dolinę, zmierzającą ku morzu. Rosła tam iwa nad ponikiem, który z boku góry wyciekał, pojąc brzozy, jaskry i sitowie. Smętek uciął pławinę wierzby młodocianej, oprawił ją, starannie ostukał i wykręcił fujarkę sponad sęczków przyciętych. Zagrał samemu sobie śpiewankę wiośnianą. Słońce napełniło to najpiękniejsze uroczysko ziemi światłem życiodajnem i niknącemi cieniami polotnych obłoków. Równa łąka dno doliny zasłała. Przykre góry ze wszech stron ją obiegły, a las ciemny, prastary rozpostarł się