Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kapitan Śnica raptownie złożył papier i zatrzymał go w ręku. Odwrócił się do swego gościa i rzekł wesoło:
— To są, łaskawco mój, rzeczy przedawnione. Sprawy tak wiekowe, jakby pochodziły z epoki mieszkań nawodnych. Niema na to teraz czasu.
— Panu się może i spieszy, lecz ja muszę powoli i statecznie wyjaśnić sobie te właśnie ciemne punkty.
— I pan umiesz obrotnie się uwijać. Poco się ganić? Alboż się to pan mało nakręcił z tamtej strony frontu? Małoż to pan nakonferował się z Galicynem? A z Szeremietiewem? Albo z tym komendantem wojennym w Gródku, — jakże mu to tam było po otczestwu“? Małoż to pan swemi niestrudzonymi zabiegami przysporzył ropy i benzyny naszym przeciwnikom? Albo i ta piorunująca odbudowa kolei?
Pan Granowski siedział osowiały, zlekka potakując głową.
— I cóż pan na to? — spytał Śnica półszeptem.
— Ma pan te szczegóły sumiennie wszystkie ponotowane w swoich papierach, w tej tece — nieprawdaż?
— No! Z dowodami, z aneksami, z dokumentami!
— A można też zobaczyć te dowody i aneksy? Bo niezawsze i nie wszystko jest zgodne z prawdziwym stanem rzeczy.
— Tajemnica urzędowa! Sekret wojenny! Lecz dla pana, dla mego dobrodzieja, mieszkaniodawcy we Florencyi, — ba! w Viareggio! Mogę uchylić rąbek tajemnicy, choć mi to grozi kulą przed frontem. Nie jestem ja znowu taki straszny dyabeł, jak mnie malują.
— Nie wiedziałem, że pana malują aż na dyabła.