Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kopia.
— Jakim sposobem pan ją posiadł?
— Za pośrednictwem pańskiej cameriery, Isoliny.
— Więc to ona wykradła autentyczny testament?
— Ona.
— Z własnej swej woli, ta Isolina?
— Mniejsza o to, czy z własnej woli, czy nie. Była moją kochanką.
— Doprawdy? Teraz rozumiem. Ale czy to ona własnoręcznie wykradła ów papier? To była przecież uczciwa dziewczyna?
— Nie. Zrobił to jej brat, Cesare. Na jej rozkaz...
— To znaczy na pański rozkaz?
— Coś w tym rodzaju.
— Teraz nareszcie wszystko rozumiem. Ale, skoro pan już taki łaskaw, śmiem prosić go, jako posła do mnie od mej zmarłej córki, czyby mi pan nie mógł wytłómaczyć pewnych niejasnych dla mnie znaków i liter w tym zapisie. Mam go przy sobie w walizce, w sąsiednim przedziale.
— O, niech się pan nie trudzi. Ja mam tutaj tę wierną kopię!
— Ma pan tutaj tę kopię? Wozi ją pan ze sobą?
— Wożę ją teraz, panie, razem z innymi pańskimi papierami.
— Z moimi papierami, jeszcze z innymi?
— O, tak. Mam co do pana bardzo obszerne dossier.
— Czy tak? Nie przypuszczałem, że zasługuję aż na tyle uwagi. A cóż jeszcze zawiera, odnośnie do mej osoby, owo dossier?