Pan Granowski, jak na gentelmana przystało, spokojnie czekał na jakiś koniec tego wojennego kabaretu. Tłómaczył sobie, że to przecież nie może trwać zbyt długo. Strzelanina armatnia — bardzo dobrze. Ktoś jednak zwycięży, a ktoś ustąpi. „Nieprzyjaciel w popłochu tył poda“. „Wysunięte przednie straże planowo cofnięte zostaną bez przeszkody ze strony nieprzyjaciela“. Niepodobna przecie było przypuszczać, żeby na tym właśnie debrzowskim okólniku, między stodołami a czworakami, miała trwać wieczna bitwa, stałe „załamywanie się ataków nieprzyjaciela w ogniu dział przed naszemi wysuniętemi liniami“. Tymczasem na to się właśnie zanosiło. Huk armat był nie tak ciągły, natarczywy i częstotliwy, lecz trwał. Minęło południe i nadszedł wieczór. Swąd spalenizny rozwlókł się szeroko po dolinie Wisłoka, dym zajrzał do trzech pieczar i okrutną swą obecnością doniośł zgromadzonym o dokonywującem się zniszczeniu. Ów lekkomyślny dzieciak, z ciekawości wymykający się z nory, wrócił z wrzaskiem:
— Caluteńka wieś się pali!
Ludzie stłoczyli się u wyjścia z pieczar i w skostniałem przerażeniu oniemieli. Patrzyli na dziwowisko czerwonego odblasku, skaczące w pustem polu, poprzez otchłań nocy, jakby rachowało dalekie, nieruchome zagony. Naprzeciwko wzroku ludzi stał niemy las, który zgroza pożaru z ciemnej nocy wydobyła, i zdawał się, jako i ludzie, boleć oniemiałym zarysem swoim nad niepojętym w rodzinnem zakolu widokiem. Spokojny, suchy trzask pożaru dochodził aż do zamczyska. Ryk bydła, zamkniętego w obo-
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/311
Wygląd
Ta strona została przepisana.